Zostałam obudzona przez nagły krzyk.Gdy zorientowałam się że to krzyk Louisa od razu do niego pobiegłam i go obudziłam.Cały spocony przylgnął swoim ciałem do mojego więc odwzajemniłam uścisk ukradkiem patrząc na zegarek wiszący na ścianie 3:54 w nocy poczułam jak moja bluzka zaczyna robić się mokra więc ujęłam twarz chłopaka w dłonie i zmusiłam do tego aby na mnie spojrzał
-nie płacz twoja mama by tego nie chciała poza tym sama po sobie wiem że to tylko pogarsza sprawę musisz być silny
-postaram się-wydukał ledwo
-dobra idź się jeszcze połóż spać bo jutro dziewczynki jak cie zobaczą to się przestraszą
-położysz się ze mną-spytał a ja pokiwałam głową i położyłam się obok niego nakrywając nas kołdrą.Od czasu śmierci mamy Louisa on już mnie nie traktuje jak smarkulę tylko jak przyjaciółkę w której ma oparcie a ja chciałabym mu pomóc bo wiem jak to jest po stracie ukochanych ci osób.Co chwilę przewracałam się z boku na bok zerknęłam na zegarek po raz setny 4:30 nie no nie zasnę.Cichutko wstałam z łóżka by nie obudzić śpiącego na nim chłopaka i poszłam do swojego pokoju wyjęłam z szafy ubrania i poszłam do łazienki gdzie wzięłam długi prysznic.Ubrałam się w to i równo o 5:15 zeszłam do kuchni zrobiłam sobie płatki z mlekiem i mieszałam łyżeczką w nich,Jakoś nie miałam apetytu.Po chwili dostałam sms
Zobaczyłam że mam jeszcze wiadomość od Eleanor
Byłam bardzo ciekawa co ma mi do powiedzenia bo ostatnio zachowywała się jak ostatnia suka.Moje myśli przerwał dźwięk podjeżdżającego samochodu a po chwili chłopcy i dziewczyny weszli do domu każdy z nich mnie przytulił i usiedliśmy na kanapie
-Jak ma się Louis?-spytał Liam smutno
-Nie jest najlepiej-odpowiedziałam a im to wystarczyło.Oni poszli po chwili do swoich sypialni a ja zostałam w salonie włączając TV ale że nic nie było ciekawego to poszłam sprawdzić jak ma się Louis.Gdy weszłam do jego pokoju nie było go w łóżku ale drzwi do łazienki były otwarte na oścież więc zaglądnęłam widok który tam zastałam zwalił mnie z nóg
pobiegłam szybko do chłopaka i sprawdziłam mu puls był ledwo wyczuwalny zaczęłam krzyczeć
-LUDZIE!!!!!!!!POMOCY!!!!!!!!!!-po chwili w drzwiach pojawiła się reszta
-NIALL DZWOŃ PO KARETKĘ!
-JEZUS PERRIE NIE MDLEJ!
Byłam cała we łzach i krwi Lou ale i tak go przytulałam do swojej piersi.Po chwili do łazienki wkroczyli ratownicy medyczni którzy kazali mi się odsunąć,wzięli chłopaka na nosze włożyli do karetki
-Mogę jechać z wami?-spytałam szybko jednego z nich
-To nie jest dobry pomysł
-Proszę on jest dla mnie bardzo ważny
-Dobra wsiadaj
-Niall jedź za nami a reszta niech spakuje mu kilka rzeczy i też niech przyjedzie-powiedziałam szybko i ruszyliśmy do szpitala...
Biedny Lou....
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta :-)